Modne kurorty St. Anton i Lech (Arlberg, Austria)

Cały rejon Arlbergu to jedno z najbardziej snobistycznych miejsc w Alpach. Upodobali je sobie celebryci, koronowane głowy i szejkowie naftowi.

Angielka podejmuje pracę w pensjonacie w Alpach, poznaje chłopca, a przy okazji odkrywa talent do jazdy na snowboardzie… Fabuła komedii romantycznej „The Chalet Girl”, która w lutym wchodzi na brytyjskie ekrany, może nie wszystkim przypadnie do gustu, ale do górskich plenerów westchnie każdy narciarz i snowboardzista. Kręcono je w austriackim St. Anton.

Kiedy przyjechaliśmy tam w grudniu, kurort był podekscytowany nie tylko pobytem znanych aktorów (m.in. Brooke Shields), ale przede wszystkim szansą na popularyzację regionu wśród kinomanów z całego świata. Nie znaczy to, że St. Anton było dotychczas terra incognita. Przeciwnie. Cały rejon Arlbergu (na granicy Tyrolu i Vorarlbergu) to jedno z najbardziej snobistycznych miejsc w Alpach. Upodobali je sobie celebryci, koronowane głowy i szejkowie naftowi.

Że jest to miejsce stylowe, świadczą nie tylko modne stroje i ekwipunek narciarzy. Aby dowiedzieć się, co w tym sezonie jest trendy, wystarczy pooglądać wystawy sklepów i… architekturę wyciągów. Dolna stacja kolejki Galzigbahn jest dziełem nowoczesnej architektury, nagradzanym w branżowych konkursach. Jej działanie opiera się na mechanizmie przypominającym diabelski młyn. Chcąc wsiąść do jednej z 28 gondoli, nie trzeba wspinać się po schodach – wsiada się „na parterze”, następnie gondole są wynoszone kołem zamachowym „na piętro”, by stamtąd odjechać na szczyt. Mechanizm umieszczony w przezroczystym budynku ze szkła i stali, dobrze widoczny z zewnątrz, stał się wizytówką St. Anton. Spośród wszystkich kurortów Arlbergu St. Anton jest największe (2,6 tys. mieszkańców) i najbardziej egalitarne. Łatwiej tu o spotkanie z bananową młodzieżą niż z książęcą rodziną, bo te wolą zaszyć się w spokojniejszym St. Christoph albo Lech. W barach i klubach St. Anton można za to wieść bujne życie nocne.

Cała miejscowość to kilka kameralnych deptaków (ruch samochodowy w centrum wioski jest bardzo ograniczony), do których bezpośrednio przylegają wyciągi. Gdyby nie ścieżki posypane żwirem, na nartach moglibyśmy zjechać pod same drzwi naszego hotelu Schwarzer Adler. Aby St. Anton uczynić bardziej przyjazne pieszym i narciarzom, dekadę temu przeniesiono całą stację kolejową wraz z torami kilkaset metrów dalej, na drugą stronę drogi, kosztem 100 mln dolarów. Arlbergczycy niechętnie dopuszczają obcych do swojego biznesu. Niemal każdy właściciel hotelu może się pochwalić korzeniami sięgającymi kilku pokoleń, na dowód wieszając na ścianach czarno-białe fotografie przodków, zwykle w narciarskich strojach.

Arlberg mieni się kolebką narciarstwa (choć w świetle faktów o dobre pół wieku przegrywa z Norwegią). Za pioniera tego sportu uważany jest proboszcz z Lech, który w 1895 r. pierwszy przypiął deski. Nie chcąc gorszyć wiernych, jeździł w nocy przy świetle księżyca. Cztery lata później Hermann Hartmann wyruszył z St. Anton, by w trzy i pół godziny wspiąć się na nartach na szczyt Galzig. W roku 1901 powstał klub narciarski Arlberg, w 1904 odbyły się tu pierwsze zawody, a w 1931 uruchomiono wyciąg. Wgląd w historię daje wizyta w muzeum w zabytkowej willi niedaleko Galzigbahn, na piętrze wykwintnej restauracji. Warto rzucić okiem na dawny sprzęt narciarski i na zdjęcia – również trójwymiarowe – pokazujące, jak St. Anton i okolice zmieniały się przez ostatnie stulecie (otwarte od godz. 15, wstęp bezpłatny).

Chwilę chwały przeżyło St. Anton w 2001 r. jako gospodarz mistrzostw świata w narciarstwie alpejskim. Mniejszych imprez jest sporo co roku, np. w kwietniu odbędzie się światowy kongres instruktorów narciarstwa Interski oraz kultowy wyścig White Thrill Race. Styczeń zaś to miesiąc zniżek i imprez dla kobiet, reklamowany hasłem: „Ladies First”.

Najwięcej gości pochodzi z Niemiec i Wielkiej Brytanii. Polacy bywają tak rzadko, że lokalne statystyki ich nie uwzględniają. Pewnie z uwagi na dość wysokie ceny: dzienny karnet kosztuje 44,5 euro, danie główne w restauracji Kandahar na stoku Galzig – 20.

Karnet upoważnia do korzystania z 84 wyciągów i kolejek w siedmiu regionach Arlbergu. W sumie to 260 km tras, na objechanie wszystkich potrzeba kilku dni. Teren narciarski Arlberg składa się bowiem z dwóch części rozdzielonych masywem Valluga: St. Anton, St. Christoph, St. Jakob i Stuben należą do Tyrolu, a Lech i Zürs do Vorarlbergu. Dopiero za trzy lata planowane jest ich połączenie. Na razie trzeba korzystać z darmowego skibusa albo… pojechać na przełaj – off piste to polecana tutaj przygoda, lecz by jej doświadczyć, obowiązkowo trzeba wynająć przewodnika.

No i pogoda musi być odpowiednia… Że St. Anton jest dobrym miejscem na narty, mogliśmy się tylko domyślać, bo podczas naszego pobytu nieustannie padał śnieg – unieruchomił połowę wyciągów i utopił we mgle widoki. Ale pomimo nawałnicy armatki śnieżne pracowały na pełnych obrotach!

error: Content is protected !!